Troszkę czasu minęło od ostatniego posta - recenzji, ale tak to już jest z człowiekiem targanym miedzy obroną licencjatu, a krótkim wyjazdem. Mimo to znalazło się miejsce na czytanie ;) Lektura tak mnie wciągnęła, że postanowiłam nie rozdrabniać się na pojedyncze posty więc napiszę króciutko o wszystkich trzech częściach.


Nowicjuszka to z kolei druga część trylogii. Jak się okazuję magom udało się pochwycić Soneę. Już w chwili jej schwytania doznali jej wielkiej mocy, która z każdym dniem nadal rośnie. Przed dziewczyną stoi wile wyzwań, począwszy od ukrywania wiedzy na temat potajemnych praktyk Wielkiego Mistrza, przez ciężką pracę, po przetrwanie wśród innych nowicjuszy, którzy nie darzą dziewczyny przyjaznym usposobieniem, dając jej odczuć jej pochodzenie na każdym kroku. Można by przypuszczać, że nic więcej nie może przytłoczyć Sonei. Jednakże jest inaczej, gdy przychodzi myśl, że gorzej być nie może, okazuje się, iż Wielki Mistrz Akkarin, który odkrył, że jego sekret nie jest już tylko jego. Chcąc się zabezpieczyć przed zdemaskowaniem, przejmuję Sonęę pod swoją "pieczę".

Wszystkie trzy tomy są ilościowo dosyć obszerne, czego w ogóle się nie czuje. Całość czyta się szybko i przyjemnie. Pozwala zatopić się w innym świecie, gdzie można odnaleźć elementy dobrze znane w rzeczywistości. Strach przed czymś nowym, szkoła, nieznośni koledzy, pokonywanie przeszkód itd. Wszystkie te elementy uwikłane w historii fantasy. Czasami ma się ochotę rzucić książkę w kąt, a czasami nie można oderwać od niej oczu. Zawsze mówi się, że to pierwsze tomy jakiejkolwiek książki są najlepsze. Może to i prawda, ale w tym przypadku moje serce skradła trzecia część: niespodziewanym zwrotem akcji, przyczynowo-skutkowe rozwiązania, aż wreszcie emocje, niektóre subtelnie ukryte, a niektóre nie. Ostatnia część a szczególnie samo zakończenie wzbudziło we mnie pewien sprzeciw, pewnego rodzaju zasmucenie, ale jest w tym też powiedzmy pewnego rodzaju zamysł., w którym zakończenie pozostawia cień nadziei ale nie jest przy tym oklepane całkowitym happy endem. Prawdę powiedziawszy styl Trudi Canavan przypadł mi do gustu dlatego ciesze się na myśl o dalszych losach Sonei w Trylogii Królowej Zdrajców.