sobota, 29 czerwca 2013
Trylogia Czarnego Maga
Troszkę czasu minęło od ostatniego posta - recenzji, ale tak to już jest z człowiekiem targanym miedzy obroną licencjatu, a krótkim wyjazdem. Mimo to znalazło się miejsce na czytanie ;) Lektura tak mnie wciągnęła, że postanowiłam nie rozdrabniać się na pojedyncze posty więc napiszę króciutko o wszystkich trzech częściach.
Na całą trylogię Trudi Canavan poza prequelem składają się jeszcze trzy części. Pierwsza z nich Gildia Magów, przedstawia nam dziewczynę imieniem Sonea, która bądź co bądź namieszała pośród magów, którzy myśleli, iż są nie pokonani. Jakież było wielkie zdziwienie, gdy ich tarcza uległa naruszeniu poprzez ciśnięcie kamieniem przez osobę, która ma w sobie moc. Dla dziewczyny jak i dla gildii jest to szok oraz pewnego rodzaju niebezpieczeństwo, bowiem mag pozbawiony samokontroli może zagrozić nie tylko sobie ale i miastu. Jedynym wyjściem jest odnalezienie dziewczyny, co okaże się nie łatwym zadaniem.
Nowicjuszka to z kolei druga część trylogii. Jak się okazuję magom udało się pochwycić Soneę. Już w chwili jej schwytania doznali jej wielkiej mocy, która z każdym dniem nadal rośnie. Przed dziewczyną stoi wile wyzwań, począwszy od ukrywania wiedzy na temat potajemnych praktyk Wielkiego Mistrza, przez ciężką pracę, po przetrwanie wśród innych nowicjuszy, którzy nie darzą dziewczyny przyjaznym usposobieniem, dając jej odczuć jej pochodzenie na każdym kroku. Można by przypuszczać, że nic więcej nie może przytłoczyć Sonei. Jednakże jest inaczej, gdy przychodzi myśl, że gorzej być nie może, okazuje się, iż Wielki Mistrz Akkarin, który odkrył, że jego sekret nie jest już tylko jego. Chcąc się zabezpieczyć przed zdemaskowaniem, przejmuję Sonęę pod swoją "pieczę".
Wielki Mistrz to ostatnia część tej wspaniałej trylogii. Sonea nadal jest pod opieką Akkarina. Początkowo się go boi, unika. Jednak z czasem odkrywa jego prawdziwy motywy oraz jego Samego. Dziewczyna nie wie komu już ufać a komu nie. Poznając prawdę o Akkarnie, przyczynach i powodach używania przez niego zakazanej czarnej magii, zmienia nastawienie w stosunku do niego. Darzy go zaufaniem i gotowa jest poświecisz wszystko aby tylko pomóc w ocaleniu Kyralii. Przyłącza się do Wielkiego Mistrza, uczy si ę czarnej magii, a w konsekwencji oboje zostają wygnani z ojczyzny. Razem zmuszeni są do ukrywania się przed wrogiem, a także muszą znaleźć sposób na ocalenie kraju. Miedzy poczuciem obowiązki i niepewności rodzi się także uczucie...
Wszystkie trzy tomy są ilościowo dosyć obszerne, czego w ogóle się nie czuje. Całość czyta się szybko i przyjemnie. Pozwala zatopić się w innym świecie, gdzie można odnaleźć elementy dobrze znane w rzeczywistości. Strach przed czymś nowym, szkoła, nieznośni koledzy, pokonywanie przeszkód itd. Wszystkie te elementy uwikłane w historii fantasy. Czasami ma się ochotę rzucić książkę w kąt, a czasami nie można oderwać od niej oczu. Zawsze mówi się, że to pierwsze tomy jakiejkolwiek książki są najlepsze. Może to i prawda, ale w tym przypadku moje serce skradła trzecia część: niespodziewanym zwrotem akcji, przyczynowo-skutkowe rozwiązania, aż wreszcie emocje, niektóre subtelnie ukryte, a niektóre nie. Ostatnia część a szczególnie samo zakończenie wzbudziło we mnie pewien sprzeciw, pewnego rodzaju zasmucenie, ale jest w tym też powiedzmy pewnego rodzaju zamysł., w którym zakończenie pozostawia cień nadziei ale nie jest przy tym oklepane całkowitym happy endem. Prawdę powiedziawszy styl Trudi Canavan przypadł mi do gustu dlatego ciesze się na myśl o dalszych losach Sonei w Trylogii Królowej Zdrajców.
sobota, 1 czerwca 2013
Alibi na szczęście
Trochę czasu minęło od ostatniej recenzji, więc czas na kolejną, choć zbierałam się do jej napisania prawie tydzień. W moje ręce wpadła książka "Alibi na szczęście" Anny Ficner-Ogonowskiej. Z reguły nie sięgam po polskich autorów, a w tym przypadku było tak, że nie zwróciłam uwagi na to uwagi. Opowieść zaczynała się interesująco, ale z każdą następną stroną było pod górkę. Jak dla mnie ta opisana historia mogłaby się skończyć na trzystu, a nie sześciuset stronach to raz. Dwa lubię historie takie jak "Herbaciarnia Madelaine " gdzie świat co prawda był trochę idylliczny, ale z zachowanym umiarem. W "Alibi na szczęście" było tego, aż za dużo. Dziewczyna (Hania) po przejściach staje się obiektem westchnień Mikołaja. Pozostaje mu tylko zdjęcie, które zrobił ukradkiem. Przypadkowo okazuje się, że jest nauczycielką jego młodszego brata, a jeszcze później (znowu przypadkowo) okazuje się najlepszą przyjaciółką Dominiki, dziewczyny jego najlepszego kumpla. Jak dla mnie o jeden przypadek za dużo. Tak więc historia kręci się tak naprawdę wokół czwórki ludzi, gdzie pierwsze skrzypce grają Hania i Mikołaj. Dziewczyna, młoda nauczycielka nie miała w ostatnim czasie lekko. Życie doświadczyło ją okrutnie, ale na szczęście ma wspaniałą przyjaciółkę (także doświadczoną przez życie, ale w inny sposób), znajomą rodziny ciepłą, serdeczną oraz zawsze służącą mądrościami panią Irenkę i oczywiście Mikołaja, który jest prawdziwym księciem z bajki. Jednakże Hania długo nie może się zdecydować. Chce być szczęśliwa i nie chce, co jest w pewien sposób zrozumiałe, ale i strasznie irytujące. Młody architekt jest bardzo cierpliwy, uczynny i się nie poddaje w pozyskaniu serca Hani.
Historia może i ma swój urok, ale jakoś nie bardzo przekonują mnie te zbiegi okoliczności oraz nad wyraz cierpliwy facet, który ciągłe znosi wątpliwości i lęki wybranki serca. Już nie wspomnę, że przedstawieni bohaterowie, przed trzydziestką, mają stateczne życie, a ich kariera pomyślnie się rozwija. W realnym świecie tak nie ma (no chyba, że ma się znajomości). Jak zazwyczaj miło spędzam czas przy tego typu książkach tak przy tej się umęczyłam. Książkę tę mogę polecić jedynie tym, którzy mają cierpliwość przejść przez 600 stron niezdecydowania Hani oraz stoickiego spokoju i cierpliwości Mikołaja. Dalsze losy bohaterów przedstawione są w kolejnych dwóch tomach, po które raczej wątpię bym sięgneła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)