piątek, 7 lutego 2014

Morza Szept - Patricia Schröder

Elodie, główna bohaterka powieści zatytułowanej Morza Szept, ma siedemnaście lat i spotkała ją bolesna tragedia- straciła ukochanego ojca. W niczym nie znajduje pocieszenia. Nie może jej pomóc nawet jej najlepsza przyjaciółka, Sina. Matka chcąc ulżyć cierpieniom własnego dziecka, postanawia wysłać nastoletnią pociechę na wys Guernsey, gdzie zamieszkała by u ciotecznej babki Grace. Pomysł zdaje się być idealny, jednakże nie dla Elodie. Dziewczyna cierpi na paniczny lęk przed wodą, a tej na malutkiej wyspie nie brakuje. Zewsząd otacza ją woda. Pomimo niechęci dziewczyna postanawia skorzystać z okazji, mając nadzieję, że upora się z własnymi demonami. Wbrew pozorom i swoim wyobrażeniom szybko nawiązuje nowe przyjaźnie, choć nie wszyscy cieszą się z jej przybycia gdyż ma wróżyć to nieszczęście mieszkańcom wyspy. W niedługim odstępie czasu na polanie znajdują martwą dziewczynę. Okoliczności jej śmierci są tajemnicze, a miejscowa policja nie potrafi od razu znaleźć wytłumaczenia. Elodie zdaje się mieć swoją teorię, a w między czasie poznaje zniewalającego Gordiana...

Okładka książki Morza szept niewątpliwie przykuwa wzrok, krótka notka na tylnej okładce mówi nam, że niechybnie mamy do czynienia z historią, która nas porwie w wir niemożliwej namiętności, na tle wspaniałego krajobrazu wyspy Guernsey. Mroczne legendy Wysp Normandzkich są świeżym powiewem morskiej bryzy. Pomysł ciekawy, nie można zaprzeczyć, jednakże jego wykonanie nie bardzo mi odpowiada. Nie odczułam ekscytacji malowniczością miejsca, a namiętny wir miłości człowieka i osoby "nadludzkiej" nie zrobiły na mnie szczególnego wrażenia. Ot historia, w której zostaje wciśnięta ludzka istota z przeżyciami, na malutkiej spokojnej do tej pory wyspie, gdzie zaczynają się dziać rzeczy niemalże niewytłumaczalne. Oczywiście romans tych dwojga nie jest możliwy: ona jest człowiekiem (czy na pewno? w pewnym momencie, a w zasadzie od samego początku odnosiłam wrażenie, że nie do końca tak jest, końcówka książki zdaję się to potwierdzać, jednak 100% pewności nie mam) on nie, tak bardzo się kochają, a nie mogą ze sobą być. Naprawdę nie mam nic przeciwko takim historiom, nawet lubię takie czytywać dla zrelaksowania się o ile to ma ręce i nogi. Owego osobnika, cudownego Gordiana, Elodie poznaje tak naprawdę, oko w oko, stosunkowo późno, zupełnie odstawiając Cyrila, który początkowo ją intrygował, a później jak za odjęciem magicznej różdżki straciła nim zainteresowanie. Ok, można to zrzucić na urok Gordiana, na zakochanie się od pierwszego wejrzenia, na odnalezieniu swojej drugiej połówki pomarańczy tak jak w większości przypadków książek, w której występuje wątek miłosny. Z tym że, czytając taką historię odczuwało się te magię między dwojgiem zakochanych, tą iskrę w sposób naturalny. Tu niestety tego nie czuję. Wydaje się to wymuszone i sztuczne. Zdecydowanie tego haczyka nie połknęłam. Sam boski Gordian w moim odczuciu jest nijaki (a przecież delfiny same w sobie nie są nijakie). 
Co do morderstw, początkowo tajemniczych, musiało się znaleźć w końcu jakieś wytłumaczenie. Gdy takowe się pojawia, nie wzbudza to żadnego elementu zaskoczenia wśród ludności wyspy. Coś co ma geny człowieka i delfina, wyszło na ląd, odbyło stosunek seksualny i zabiło bezbronną dziewczynę. W takim razie trzeba to coś znaleźć i ubić. Oczywiście było chyba jedno zdanie mówiące o tym, że ludzie są wystraszeni i nie zaznają spokoju dopóki nie znajdą winnego, ale ponownie nie poczułam, znowu żadnych emocji.  Zanim laboratoria odkryły prawdę Elodie miała swoją teorię, że są to Niksy. Podzieliła się owymi spostrzeżeniami z wyspiarską przyjaciółką Rubi, która stwierdziła, że może mieć rację. Ot normalna rzecz Niksy istnieją, są szybsze od ludzi, mają lepszy wzrok i słuch, ale przecież nie mamy czego się obawiać to tylko Niksy. Okej zapewne powiecie, że się czepiam, ale jeszcze nie spotkałam się z podobnym "olewczym" opisem. Zawsze towarzyszyły jakieś emocje: strach, podziw, a tu zauroczenie jednych i obojętność drugich. Zero magnetyzmu. Jedyną ciekawą postacią w całej opowieści wydaje się być  Javen Spinx. Ciekawy człowiek, szkoda, że było go tak mało.  Watki silące na tajemnice, także nie wyszły za dobrze. Mam wrażenie, że historia ta, miała potencjał ale nie została zbytnio dopracowana, pomysł dobry, ale wykonanie, na tle porównania z innymi książkami, wypada blado. Może taki był celowy zabieg autorki? Tego nie wiem.... Wiem jednak, że ta opowieść nie porwała mnie tak jak tego oczekiwałam, ta książka dla mnie nie wiała bryzą, a nudą.


Moja ocena: 4/10

4 komentarze:

  1. Nie ciągnęło mnie ani trochę do tej książki, Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w słuszności tego stanowiska ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczesniej mialam ogromna ochote na przeczytanie tej ksiazki, jednak im wiecej recenzji czytam, tym moj entuzjazm coraz mocniej opada :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam pomysł od początku wydawał mi się nieciekawy, a później zaczęłam czytać recenzje i było coraz gorzej. Książka przez większość oceniana jest dosć słabo, Ty jeszcze uwypuklasz jej mankamenty, szczególnie ta tajemniczość, której w sumie nie było...

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja miałam tak, że zobaczyłam tę książkę na półce kumpeli i stwierdziłam, że może być to coś innego, ciekawego...Niestety okazało się, zupełnie inaczej, ta historia jest po prostu słaba i z całą pewnością daruję sobie kolejną część.

      Usuń