Czasami zastanawia mnie jedna myśl; mówi się, że człowiek, który się stara osiągnie wszystko co sobie obmyśli.W moim życiu zawsze były osoby, które nieustannie "poszerzali" moją ambicję. Chcąc spełnić ich oczekiwania, słuchałam rad: nie rób tego, stać cię na więcej, wybierz to gimnazjum, idź do tego technikum, dobierz sobie ten kierunek na "w razie" gdy nie dostaniesz się na inny, ale przede wszystkim kończ to co zaczęłaś. Co się okazało? Wybrałam gimnazjum gdzie chodzili kuzyni, nie mogę narzekać, że było złe; miałam wychowawczynie, która interesowała się życiem uczniów, pomogła psychicznie, a gdy było trzeba wywalczyć lepszą ocenę u innych nauczycieli robiła to bez wahania pod warunkiem, że uczniowie też zależało, a jak nie zależało to i tak się poświęcała, bo miała nadzieję na to, że krnąbrny uczeń się opamięta (to nie byłam ja w gwoli ścisłości). No i najważniejsze w gimnazjum poznałam moją przyjaciółkę, z którą utrzymujemy kontakt po dziś dzień.:) Następnie przyszedł czas na wybór szkoły średniej, cóż nie okazała się moim marzeniem, ale posłuchałam rady. Jak było tym razem? Nie wesoło. Przedmioty po za kręgiem moich zainteresowań, rówieśnicy, którzy potrafili dobić psychicznie. Zaczęły się kiepskie oceny, ale zaczęłam więc skończyłam tę szkole z maturą, bez egzaminu zawodowego (de facto 4 lata w plecy), bez kontaktu z ludźmi, czego w sumie nie żałuję, teraz okazało się ile warte były tamte przyjaźnie niezbyt liczne. Czas wybrać studia. gdy dostałam się na KBiN ale odrzucono mnie z pedagogiki, nie byłam zadowolona. Już wyobrażałam sobie ludzi którzy siedzą z nosem w książce i nic ponad to. O jakże było moje zaskoczenie, gdy okazało się zupełnie inaczej. Może kierunek nie jest wymarzony, ale poznałam wiele niesamowitych osób i przez to jest on atrakcyjniejszy i ciekawszy i powoli staję się prawdziwym molem książkowym ale nie tylko. Wbrew pozorom mole książkowe są bardzo rozrywkowe ;) I tak teraz zaczyna się trzeci rok, bo przecież co zaczęłam trzeba skończyć
A wracając do meritum sprawy, w tym wszystkim są, hmm półśrodki. Po za przyjaźniami z gimnazjum i obecnie teraz ze studiów, które bardzo cenie i jestem za nie wdzięczna, to jeszcze czegoś mi brakuje. Ciągle gonię za czymś co wg mnie umiem. A może tylko mi się wydaję, że umiem pisać? Wszakże Pan dr od filozofii powiedział mi, że moje słowa są jak niestylistyczny bełkot. Może ma rację, a moja chęć pisania wynika z grafomanii? Nie wiem, lecz jednak w swoim baranim uporze będę się starać jak tylko mogę, by się doskonalić, ale tym razem tylko po to aby zaspokoić własne oczekiwania. Nie mogę mieć gwarancji, że mi się uda, i że większość wypocin trafia do szuflady ale wiem, że jeśli nie włożę serca we "wszystko co mi się wydaje, że umiem", pozostanę tak naprawdę z płonnymi złudzeniami i kolejna refleksją przedjesienną.
Na koniec cytat, który zakorzenił się gdzieś w moim umyśle:
"-[...] Czasami próbóję wyrazić swoje myśli, ale wygląda to tak , jakbym zjadł wszystkie słowniki, a wysrał puste kartki. Przepraszam.
-[...]Wiesz dlaczego Bóg wymyślił pisarzy? Bo ceni sobie dobrą opowieść. Ale w dupie ma słowa. Słowa są zasłoną, którą rozwiesiliśmy między Nim a naszym prawdziwym "ja". Spróbuj nie zastanawiać się nad słowami. Nie staraj się kuć idealnych zdań. Coś takiego nie istnieje. pisanie to wieczna spekulacja. Każde zdanie jest wyrafinowaną formą domysłu, dla ciebie i dla czytelnika. Pomyśl o tym następnym razem, kiedy wkręcisz kartkę do maszyny. "- J. R. Moehringer Bar dobrych ludzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz